Gdy zaczynałem przygodę z oszczędzaniem, przechodziłem kolejne stopnie "ekscytacji". Na początku konta oszczędnościowe (czasem lokaty), następnie fundusze inwestycyjne, giełda (akcje) i udzielanie pożyczek społecznościowych. Udzielanie pożyczek było jednym z ciekawszych form inwestowania, przy idealnym modelu tzn. takim, gdzie pożyczkobiorca spłaca regularnie pożyczki, można było sobie łatwo zrealizować plan stałego comiesięcznego dochodu. Jednakże, jak to w życiu bywa, okazało się po jakimś czasie, że sporo pożyczek jest niespłacanych. Dodatkowo trzeba było płacić podatki i do końca nie była wyjaśniona sprawa, czy zakładać działalność gospodarczą - ciekawe jak jest teraz? Szybko się okazało, że cały plan zakończył się "katastrofą" (przynajmniej dla mnie). Teraz po pewnym czasie chciałbym odbudować sobie podobny plan - comiesięcznego dodatkowego dochodu. Szukając odpowiednich instrumentów w tym celu, natknąłem się na obligacje korporacyjne. Pamiętam dawniej wszędzie głoszono, że lepiej od obligacji kprporacyjnych trzymać się z daleka. Do tego mechanizm kupowania, inwestowania wydawał mi się dosyć skomplikowany, czytając różne opracowania. Jednak nie ma jak to samemu spróbować i uczyć się na własnych błędach. Po około pół roku doszedłem już prawie do momentu, gdzie w każdym miesiącu mam jakiś niewielki dochód dodatkowy z odsetek. Zobaczymy czy po roku nie okaże się to kolejną katastrofą. W tym momencie wydaje mi się, że obligacje korporacyjne są najciekawszą metodą inwestowania, ze względu na swoją przewidywalność w odróżnieniu od akcji.