Co dla Ciebie jest ważniejsze - przyszłość czy teraźniejszość? Wolisz teraz się dobrze bawić czy lepiej żyć skromnie i na starość mieć pieniądze?
Mam znajomego, który właśnie skończył 65 lat i naszła mnie właśnie pewna refleksja. Znajomy ten jest mogę powiedzieć ponad przeciętnie inteligentny i posiada ogromną wiedzę. Ma całe regały książek filozoficznych, prawnych, z wykształcenia mgr inż. elektryk. Do tego żaden problem nie jest dla niego 'za trudny' - z łatwością, po krótkim przypomnieniu rozwiązuje różne różniczki i całki.
Pomimo, że zakłady takie jak Instytuty Energetyki, PKP zabiegały wręcz o to żeby u nich pracował to jemu szybko się praca nudziła. Nie chciało mu się pracować co było w czasach PRL-u wręcz niezrozumiałe. Wolał się bawić... Lubił długie rozmowy na każdy temat, wręcz nie było lepszego mówcy od niego. Imponował każdej dziewczynie - ma tam dziesiątki zdjęć (tak to nie zmyślone) dziewczyn, które mu ulegały. Był PANEM. Do tego miał pieniądze, które przysyłała mu żona z RFN-u oraz z kart kredytowych - nawiasem mówiąc nie wiem jak kiedyś działały banki bo wybrał masę pieniędzy z tych kart i nigdy ich nie spłacił. Oczywiście bank po paru latach zaczął się domagać swoich należności lecz niestety nic wskórać nie może gdyż dłużnik nie ma żadnego dochodu.
Zmierzając do pointe - zadał mi on kiedyś pytanie co lepsze jest w życiu - za młodu mieć 'wszystko' (gdzie nawet często nie trzeba wielkich pieniędzy) czy lepiej za młodu ograniczyć się ze wszystkim a na starość mieć kupę forsy ale wiedząc, że już żadna najlepsza przygoda nie przyniesie za dużo 'frajdy'.
Dziś ten znajomy złożył podanie do ZUS-u podanie o emeryturę, cóż ZUS nie wiedział co zrobić z tym podaniem przesłał je do centrali a tam odpowiedzieli, że przez całe swoje istnienie nie mieli takiego przypadku i ostatecznie odmówili przyznania emerytury. Można by się spytać czy człowiek ten przegrał swoje życie? Ja uważam, że nie cóż będzie robił to co zawsze żeby zarobić na jajecznicę udzieli trochę korepetycji, znajomi go czasem trochę wspomogą... Ale za to będzie pamiętał jak w młodości był prawdziwym 'Panem'.
Ja od siebie też uważam, że jeżeli się jest młodym to nie warto myśleć tylko o pieniądzach i przyszłości. Będąc na studiach też zawsze się dobrze bawiłem - czy żałuję czegoś? Ani jednej chwili nie żałuję choć nigdy nie miałem pieniędzy, często przez tydzień albo i więcej nie zjadło się ciepłego posiłku bo nie było za co ale za to było cudownie.
Piszę taki dziś taki dziwny post ponieważ widzę coraz więcej blogów pojawiających się, na których piszą coraz młodsi. Często zaczynający studia już myślą jak to zrobić żeby nic nie robiąc zostać rencistą i każdy grosik odkładają (odmawiając sobie wszystkiego) wierząc w 'cuda' procentu składanego itp.
Według mnie warto oszczędzać i inwestować pieniądze, warto myśleć o przyszłości ale z umiarem. Nie warto tracić młodości dla dalekiej przyszłości. Wielu sądzi (często nawet nie mając stałych dochodów, których czeka do tego w przyszłości zakup mieszkania domu, założenie rodziny), że w ciągu 10 lat uda im się uzbierać 1 mln zł i zostać rentierem. Nie ma co się łudzić nawet jakby się odkładało średnią krajową miesięcznie (na co pewnie mało kto może sobie pozwolić, bo większość jej nawet nie dostaje) i do tego miało corocznie zysk podobny do np. naszego indeksu giełdy WIG to i tak 10 lat to za mało żeby zostać rentierem.
Dlatego ja bym rozgraniczył część kiedy liczy się dla nas teraźniejszość - okres nauki a kiedy zaczyna się liczyć dla nas przyszłość - założenie rodziny, 30 lat.