wtorek, 20 października 2009

'Kupuj spółki, nie akcje'

'Kupuj spółki, nie akcje' - taką maksymę ma Warren Buffet. Będąc drobnym inwestorem na GPW i kupując akcje mamy bardzo mały (zazwyczaj żaden) wpływ na daną spółkę i patrzymy tylko na cenę akcji, dywidendy, bądź inne profity w żaden sposób nie uczestnicząc w współtworzeniu spółki. A gdyby tak poszukać spółki akcyjnej spoza giełdy i spróbować kupić trochę udziałów. Jest bardzo dużo małych spółek, które nie są notowane na giełdzie a akcje posiadają często pracownicy bądź byli pracownicy danej firmy. Ostatnimi miesiącami bardzo się staram wejść w posiadanie takich akcji. Jednak jest to o wiele bardziej skomplikowane niż by się wydawało: akcje są zazwyczaj imienne i są one drukowane na papierze (a nie tylko jako zapis gdzieś w sieci komputerowej) - często dla właściciela mają wartość nie tylko kwotową ale też sentymentalną dlatego nawet jeśli akcje są za dużo nie warte rzadko kto decyduję się na ich sprzedaż (zazwyczaj musi być 'przyparty do muru' z powodu jakiejś sytuacji życiowej). Kolejną przeszkodą jest to, że akcjonariusz nie może tak po prostu sprzedać akcji komu się podoba (może sprzedać innemu akcjonariuszowi tej spółki), żeby sprzedać komuś 'z zewnątrz' musi się na to zgodzić rada nadzorcza. Do tego rada nadzorcza ma prawo pierwokupu czyli ktoś z rady (bądź posiadacz akcji uprzywilejowanych) może sam kupić akcje. Stając się posiadaczem takich akcji trzeba sobie zdawać, że ich płynność jest zerowa czyli nikt ich nie skupuje ani nie sprzedaje. Główną nagrodą za to jest uczestniczenie w rozwoju spółki czyli czynne uczestnictwo w WZA dostawanie bilansów i raportów pocztą. No i oczywiście dodatkową nagrodą jest dywidenda (często bardzo wysoka nawet przekraczająca wartość posiadanych akcji :-) ) o ile firma przynosi zysk. Ale nawet ważniejsze od zysku jest dla mnie ciekawość zobaczenia spółki od strony akcjonariuszy a nie tylko kupowanie akcji na GPW gdzie trudno poczuć się związanym ze spółką. Ktoś może powie ale posiadając nawet jedną akcję spółki notowanej na giełdzie przecież można też uczestniczyć w WZA, tylko że niestety każdy tylko tak mówi jednocześnie wiedząc, że to trochę 'śmiech' przyjeżdżać na WZA mając jakiś promil udziałów.

piątek, 9 października 2009

Likwidacja funduszy Novo

No i mamy kolejne otwarte fundusze inwestycyjne do likwidacji. Tym razem fundusz: Novo Specjalistyczny Fundusz Inwestycyjny Otwarty zarządzany przez OPERA Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych Spółka Akcyjna. W skład tego funduszu wchodzą następujące subfundusze:
* Novo Wschodnioeuropejski,
* Novo Małych Spółek Wschodnioeuropejskich,
* Novo Europejski,
* Novo Globalny,
* Novo Japoński,
* Novo Nordycki.
Coraz bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że jeżeli chcę się inwestować pieniądze przez długie lata (np. na emeryturę) to fundusze są raczej kiepską inwestycją - która niedość, że przynosi marny zysk to jeszcze jak widać może się okazać, że dany fundusz nie doczeka założonego okresu inwestowania przez nas. Wydaje mi się, że długoterminowo o wiele lepiej się wyjdzie inwestując indywidualnie na giełdzie.

sobota, 3 października 2009

Przyszłość czy teraźniejszość?

Co dla Ciebie jest ważniejsze - przyszłość czy teraźniejszość? Wolisz teraz się dobrze bawić czy lepiej żyć skromnie i na starość mieć pieniądze?
Mam znajomego, który właśnie skończył 65 lat i naszła mnie właśnie pewna refleksja. Znajomy ten jest mogę powiedzieć ponad przeciętnie inteligentny i posiada ogromną wiedzę. Ma całe regały książek filozoficznych, prawnych, z wykształcenia mgr inż. elektryk. Do tego żaden problem nie jest dla niego 'za trudny' - z łatwością, po krótkim przypomnieniu rozwiązuje różne różniczki i całki.
Pomimo, że zakłady takie jak Instytuty Energetyki, PKP zabiegały wręcz o to żeby u nich pracował to jemu szybko się praca nudziła. Nie chciało mu się pracować co było w czasach PRL-u wręcz niezrozumiałe. Wolał się bawić... Lubił długie rozmowy na każdy temat, wręcz nie było lepszego mówcy od niego. Imponował każdej dziewczynie - ma tam dziesiątki zdjęć (tak to nie zmyślone) dziewczyn, które mu ulegały. Był PANEM. Do tego miał pieniądze, które przysyłała mu żona z RFN-u oraz z kart kredytowych - nawiasem mówiąc nie wiem jak kiedyś działały banki bo wybrał masę pieniędzy z tych kart i nigdy ich nie spłacił. Oczywiście bank po paru latach zaczął się domagać swoich należności lecz niestety nic wskórać nie może gdyż dłużnik nie ma żadnego dochodu.
Zmierzając do pointe - zadał mi on kiedyś pytanie co lepsze jest w życiu - za młodu mieć 'wszystko' (gdzie nawet często nie trzeba wielkich pieniędzy) czy lepiej za młodu ograniczyć się ze wszystkim a na starość mieć kupę forsy ale wiedząc, że już żadna najlepsza przygoda nie przyniesie za dużo 'frajdy'.
Dziś ten znajomy złożył podanie do ZUS-u podanie o emeryturę, cóż ZUS nie wiedział co zrobić z tym podaniem przesłał je do centrali a tam odpowiedzieli, że przez całe swoje istnienie nie mieli takiego przypadku i ostatecznie odmówili przyznania emerytury. Można by się spytać czy człowiek ten przegrał swoje życie? Ja uważam, że nie cóż będzie robił to co zawsze żeby zarobić na jajecznicę udzieli trochę korepetycji, znajomi go czasem trochę wspomogą... Ale za to będzie pamiętał jak w młodości był prawdziwym 'Panem'.
Ja od siebie też uważam, że jeżeli się jest młodym to nie warto myśleć tylko o pieniądzach i przyszłości. Będąc na studiach też zawsze się dobrze bawiłem - czy żałuję czegoś? Ani jednej chwili nie żałuję choć nigdy nie miałem pieniędzy, często przez tydzień albo i więcej nie zjadło się ciepłego posiłku bo nie było za co ale za to było cudownie.
Piszę taki dziś taki dziwny post ponieważ widzę coraz więcej blogów pojawiających się, na których piszą coraz młodsi. Często zaczynający studia już myślą jak to zrobić żeby nic nie robiąc zostać rencistą i każdy grosik odkładają (odmawiając sobie wszystkiego) wierząc w 'cuda' procentu składanego itp.
Według mnie warto oszczędzać i inwestować pieniądze, warto myśleć o przyszłości ale z umiarem. Nie warto tracić młodości dla dalekiej przyszłości. Wielu sądzi (często nawet nie mając stałych dochodów, których czeka do tego w przyszłości zakup mieszkania domu, założenie rodziny), że w ciągu 10 lat uda im się uzbierać 1 mln zł i zostać rentierem. Nie ma co się łudzić nawet jakby się odkładało średnią krajową miesięcznie (na co pewnie mało kto może sobie pozwolić, bo większość jej nawet nie dostaje) i do tego miało corocznie zysk podobny do np. naszego indeksu giełdy WIG to i tak 10 lat to za mało żeby zostać rentierem.
Dlatego ja bym rozgraniczył część kiedy liczy się dla nas teraźniejszość - okres nauki a kiedy zaczyna się liczyć dla nas przyszłość - założenie rodziny, 30 lat.